Wola Boża w moim życiu


Wola Boża. Znane słowa. Każdego dnia modlimy się: "Bądź wola Twoja, jako w niebie,
tak i na ziemi".
A jak brzmi w moich uszach:
"Bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i w moim życiu"?
Bądź wola Twoja,
jako w niebie,
tak i w moim życiu
Wola Boża w moim życiu, co to znaczy?

Najpierw rozumiem to jako moje powołanie,
czyli Jego Słowo miłości, wezwania i moja na to odpowiedź. Spełniam więc wolę Bożą, bo jestem siostrą zakonną.
A życie? A to wszystko, co jest do zrobienia... Czy tego właśnie chce Bóg? Czy spotykam Go w tym, co mam do zrobienia? Najpierw muszę żyć swoim własnym życiem, by odkryć, czym jest wola Boża w moim życiu.           
Czy spotykam Boga w tym, co mam do zrobienia?
Czasami żyjemy pędząc - nie wiadomo, co się dzieje z naszym czasem. Tak było u mnie. Ze względu na zmianę obowiązków, zaczęłam robić rzeczy dla mnie nowe i bardzo stresujące. W głowie - kołowrotek myśli, spraw, problemów, jak karuzela. Miałam wrażenie, że kręci mi się w głowie i zamazuje wszystko, że jeszcze chwila, a się rozsypię. Modliłam się, ale rzadko "byłam przy tym". Pracowałam, ale niespokojnie. Myślałam: "do czego to doprowadzi"? Mogę zrobić mnóstwo rzeczy, które w ostatecznym rozrachunku nie będą miały żadnego znaczenia, a Pan Bóg dalej będzie czekał na mnie...
Mogę zrobić mnóstwo rzeczy, które nie będą miały żadnego znaczenia, a Pan Bóg dalej będzie czekał na mnie...

W tym czasie wpadła mi w ręce książeczka Chiary Lubich "Każda chwila jest darem". Uratowała mi wtedy życie. Była jak hamulec dla pędzącego pociągu. Opowiada ona
o tym, jak ważne i możliwe jest życie chwilą obecną.

Nie jest to coś, co można zrobić raz i już "działa", potrzeba ćwiczeń. Najpierw, nie bez oporów, uświadamiałam sobie w konkretnych sytuacjach, jak rzadko jestem przy tym, co teraz robię. A jeśli mnie przy tym nie ma, to gdzie jestem? Może we wspomnieniach, żalach nad tym, co było, albo mogło być, albo w marzeniach?
W tych ćwiczeniach, pomagały mi drobnostki, na przykład na szafce, na wysokości wzroku, miałam przyczepione karteczki ze słowami: "co teraz robię?" i "dlaczego to robię?" Uczyłam się nazywać to, czym żyję. Wracać do siebie po prostu, krok po kroku, chwila po chwili. Dzięki temu stałam się bardziej uważna na intencje mojego serca. Nie te deklarowane, ale te, które rzeczywiście kierowały moim postępowaniem.
To trwało parę lat, zanim mogłam w każdej chwili powiedzieć - wiem, co teraz robię, jestem przy tym swoją uwagą i staram się być przy tym - sercem.
Wytrwałe
ZAPRASZANIE JEZUSA
do mojej chwili obecnej buduje prawdziwą więź
Pomocą do codziennego odnoszenia życia do Boga, stało się dla mnie słowo - klucz: DLA CIEBIE JEZU. Te słowa powoli i niezauważalnie, ale skutecznie mnie zmieniały.
To wytrwałe ZAPRASZANIE JEZUSA do mojej chwili obecnej budowało prawdziwą więź.
Zapraszam Jezusa także do rozmów i spotkań z ludźmi, w moje myśli, lęki, poczucie bezradności - po prostu do wszystkiego.
Ciągle zbyt trudne jest zaufanie - tak, aby powierzając Mu wszystko, nie zamartwiać się dalej. Tego będę się jeszcze długo uczyć...

Każda ogólna wola Boża, jak na przykład powołanie, składa się z pojedynczych chwil,
w których Pan Bóg czeka, aby się ze mną spotkać.
To jest wola Boża - moje życie z Bogiem.

Dzięki Bogu za nie.

Siostra Maryi Niepokalanej







Tajemnica modlitwy Jezusa za mnie...


          Życie jest jak wędrówka, w której jest piękno a czasem i groza, i trud...

Pamiętam taki czas... zmagania się ze sobą, zmęczenia i ogromnego trudu, którego doświadczałam będąc przed Panem. Nie miałam w sobie żadnego pragnienia, tęsknoty, którą mogłabym zanieść Jezusowi. Żadnej myśli, która wyrażałaby pragnienie modlitwy, skupienia, nie miałam siły by trwać na modlitwie.
Umówiłam się wtedy z Jezusem, że oddaję Mu to moje nic i prosiłam,
by Sam wziął ten czas w swoje dłonie, by poprowadził mnie tak, jak chce
skoro ja nie mogę nic i czuję w sobie taką pustkę i bezsilność...
To takie dziwne uczucie - słuchać konferencji, wprowadzeń do modlitwy (bo był to także czas rekolekcji) o kochającym Ojcu Niebieskim, który troszczy się o nasze potrzeby, obdarza błogosławieństwem - i nie czuć nic, zupełnie nic... pozostała goła wiara...
Życie jest jak wędrówka,
w której jest piękno
a czasem i groza, i trud...

Nie wiedziałam jak mam powierzyć się w takiej sytuacji Ojcu i pozwolić, aby mnie po prostu kochał, skoro tak naprawdę doświadczałam ogromnego opuszczenia.
Ale pragnienie zawierzenia swojego życia Ojcu - tak do końca, wzrastało we mnie z dnia na dzień. Byłam wierna planowi dnia rekolekcji, choć wiele mnie to kosztowało. Czytałam Słowo Boże modląc się nim i przychodziły ułamki światła, które rozjaśniały na moment moje ciemności.
Jezus prowadził te rekolekcje...
"Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno. Proszę Cię, abyś ich ustrzegł od złego." (por. J 17,11.16)
Któregoś dnia modląc się Słowo Boże zatrzymało mnie
na fragmencie z ewangelii św. Jana, w którym Jezus modli się do Ojca za swoich uczniów: "Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno. Proszę Cię, abyś ich ustrzegł od złego." (por. J 17,11.16) To słowo "zachowaj" i "ustrzeż" napełniło mnie ogromną pociechą, wewnętrznie poczułam, że Jezus się o mnie tak bardzo troszczy, rozmawia i modli się za mnie do Ojca...
W chwilach pustki i poczucia opuszczenia jest On, Pan, który jest tak bardzo blisko...

To słowo też wiele powiedziało mi o wielkiej jedności między Jezusem a Ojcem
i o tym, że jest tam miejsce dla mnie...
Jezus pragnie i modli się o moją więź z Ojcem... to było dla mnie wielkie odkrycie!
Jezus pragnie i modli się
o moją więź z Ojcem...
to było dla mnie
wielkie odkrycie!
Głęboko doświadczałam, prawdziwości słów,
że nikt nie zna Syna tylko Ojciec i nikt nie zna Ojca tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić (por. Mt 11,27).
Przeżywanie Słowa na modlitwie jeszcze bardziej wzbudzało moje pragnienie powierzenia się Ojcu, choć czułam się daleko od Niego, co więcej, moje serce ogarnął wielki lęk...
Przywołałam wtedy w wierze Jezusa, przecież On też przeżywał lęk i samotność
w Ogrójcu... Wierzyłam, że jego modlitwa obejmuje mnie całą właśnie teraz w tej chwili mojego życia...
Jakże zupełnie inaczej pośród takiego lęku wypowiada się słowa: Bądź wola Twoja...

Podczas Eucharystii i przyjęcia Jezusa do serca wierząc, że Jezus trwa we mnie a ja w Nim, (por. J 6,56). Prosiłam Go, aby mnie przyprowadził do Ojca i to spotkanie, szczególne doświadczenie w wierze stało się moim udziałem...
Mogłam z Jezusem powierzyć się Ojcu i powiedzieć Mu, że ufam Jego słowu, wierzę, że zna moje potrzeby i naprawdę się o mnie troszczy, że jest Moim Tatusiem! Jak prawdziwe są zatem i żywe w moim sercu słowa z listu do Efezjan: "W Nim (Chrystusie Jezusie) mamy śmiały przystęp do Ojca, z ufnością przez wiarę w Niego" (Ef 3,12).

To doświadczenie modlitwy i Bożego działania w moim życiu, nawet wtedy, gdy wszystko wydaje się puste i najchętniej chciałoby się uciec, nauczyło mnie, że wiara góry przenosi,
że wystarczy, że jest pewną drogą do Jezusa. To wydarzenie także otworzyło moje oczy
i myśli, że łaska Boża sięga dalej niż nasze uczucia. A Jezus może mnie zaskoczyć, przyjść tak, jak chce i kiedy chce. I nie muszę czuć Jego obecności, by wierzyć, że jest obok mnie, we mnie, ze mną. Niech Jego miłość nas umacnia do kroczenia drogami wiary w naszej rzeczywistości...

Siostra Maryi Niepokalanej







O wierze i zaufaniu...


Czasami dzieje się tak, że codzienność przygniata, a kolejne wydarzenia i wiadomości spadają na człowieka, jak grom z jasnego (a może lepiej napisać) ciemnego nieba.
I człowiek czuje się taki przygnieciony rzeczywistością i bezradny wobec tego, co z minuty na minutę, jawi się jako beznadziejne, bezsensowne, niezrozumiałe, tak bardzo trudne. Choć może wiele rzeczy wie, to ogarniające go uczucia przygnębienia i smutku wygrywają z wiedzą o Bożej miłości i trosce...
Mam takie poczucie, że jest to wiara, która powoli zapuszcza korzenie,
coraz głębiej i głębiej...
To wcale nie oznacza, że ktoś nie wierzy...
Chyba wtedy najbardziej i najpełniej rodzi się wiara, taka wiara wbrew beznadziei i tzw. sytuacji bez wyjścia. Mam takie poczucie, że jest to wiara, która powoli zapuszcza korzenie, coraz bardziej i głębiej, by potem już pozostać tylko gołą, zwykłą wiarą. Taką wiarę ma człowiek, który ufa Bogu jak dziecko i nie tylko wie o Bożej miłości, ale jej doświadcza i jest jej pewny.
Myślę, że właśnie takie jest życie, pełne zmagań i trudu dojrzewania do przyjmowania życia jako daru, do odkrywania wiary i pielęgnowania chwil, zdarzeń, które pozwalają jej wzrastać. Tylko trudności każą człowiekowi przekraczać siebie i są głównym impulsem jego wzrostu ku pełni życia i człowieczeństwa.

Mogę się z Tobą podzielić swoim zwyczajnym odkryciem, że wszystko ma swój czas, że Pan czuwa nad Tobą i cokolwiek się dzieje, zawsze szuka drogi do Twego serca i życia...
I chcę Cię poprosić, abyś pozwolił Bogu działać, wtedy rzeczy niemożliwe zdarzają się naprawdę. Kiedy przestajesz liczyć na siebie, na swoje zdolności i siły, wtedy dajesz Bogu znak, że teraz jest Jego czas. Twoja ufność w Bożą pomoc jest wezwaniem a także otwarciem się na Jego miłość i miłosierdzie.
"Bo góry mogą ustąpić
i pagórki się zachwiać,
ale miłość moja nie odstąpi od Ciebie - mówi Pan."
(por. Iz 54, 10)

Bóg nie zostawia człowieka samemu sobie, to niesamowite jakie ma rozwiązania, jakie daje światło duszy, która Go szuka i powierza się Jego prowadzeniu.

"Pan jest blisko tych wszystkich, co wzywają Go wszystkich wzywających Go szczerze usłyszy ich wołanie i przyjdzie im z pomocą."
( Ps 145, 18-19)

Życzę Ci odwagi, abyś zaufał Jego miłości i doświadczył, że "drogi jesteś w Jego oczach i On bardzo Cię miłuje." (por. Iz 43,4).

"Powierz Panu swą drogę, zaufaj Mu a On sam będzie działał."
*
"Ja bowiem znam zamiary, jakie mam wobec was - zamiary pełne pokoju, a nie zguby,
by zapewnić wam przyszłość jakiej oczekujecie - mówi Pan." (Jer. 29,11)

Siostra Maryi Niepokalanej







Kim jest dla mnie Niepokalana?


Trudno ująć w kilku słowach to, czym się żyje na co dzień, co się przeżywa gdzieś tak bardzo głęboko, wewnątrz siebie. Wszystko zaczęło się naiwnie, banalnie. Ta moja przygoda z Tobą. Od spojrzenia na mały obrazek, który ksiądz wręczył mi jak byłam dzieckiem. Zaciekawił mnie, był jakiś inny od tych, które wcześniej widziałam. Była na nim Piękna Pani, ubrana na niebiesko, z rozłożonymi dłońmi, z których wychodziły promienie. Od tamtej pory ten obrazek zawsze mi towarzyszył: był na moim biurku w pokoju, był, kiedy wyjeżdżałam, był ze mną w szpitalu. To tak jakby przez niego ta Piękna Pani Sama mi towarzyszyła.
Najważniejsza była ta wiedza, którą zrozumiałam sercem: że jest tak piękna, bo pełna Boga.
Potem przyszedł czas, kiedy prosta, dziecięca wiara zaczęła dojrzewać, szukać, stawiać pytania: " Kim Ona jest?", "Dlaczego jest tak piękna?". I wiele się o Niej dowiedziałam. Rozumem. Że Niepokalanie Poczęta. Że Czysta. Bez grzechu. Jednak najważniejsza była ta wiedza, którą zrozumiałam sercem: że jest tak piękna, bo pełna Boga. Jemu cała oddana. I gdzieś we mnie zrodziło się pragnienie, by być choć trochę jak Ona. By być odbiciem, odblaskiem tego Piękna, tej Czystości, którą jest Sam Bóg. Tak mnie prowadziła. Ona- Niepokalana. I nadal prowadzi ( to pewnie nie przypadek, że jestem w Zgromadzeniu Sióstr Maryi Niepokalanej). Pokazuje mi ciągle na nowo, o jaką czystość chodzi, jakiej Czystości Ona Sama jest odbiciem. Bo prawdziwa czystość to sprawa serca bez reszty zakochanego w Bogu. Serca, które Go wybiera w swojej wolności, w swoich decyzjach, pragnieniach, które zawsze jest na Niego skierowane. Jesteś dla mnie Niepokalana drogowskazem, który pokazuje, że tylko Bóg może oczyścić z tego, co brudne we mnie. Bo to ciągle chodzi o czystość mojego serca. Twój Syn powiedział: " Błogosławieni czystego serca(...)", czyli serca całkowicie skierowanego ku Bogu. Nie pozwól mi patrzeć na brud, który jest we mnie i wokół mnie, ale daj mi Twoje oczy, bym ponad tym wszystkim widziała Tego , Który jest pragnieniem serca. Abym do Niego szła zostawiając za sobą grzech, bunt, wybór zła. Daj mi pragnąć takiej czystości, którą Ty promieniujesz, a która nie jest niczym innym, jak szukaniem Boga wszędzie. Niech moje oczy będą czyste... i wtedy będą widziały Boga, Moje uszy będą czyste... i wtedy będą Go słyszały, Moje serce będzie czyste... i będzie cieszyło się Obecnością Tego, który jest największym Skarbem.
I gdzieś we mnie zrodziło się pragnienie, by być choć trochę jak Ona.
Ta przygoda z Niepokalaną nigdy się nie kończy. Bo Ona wprowadzając coraz głębiej w Swoje Serce, obdarzając Swoją czystością, ukazuje to, co we mnie wymaga oczyszczenia. Są chwile, kiedy to sprawia ból... Ale jest to cena, którą trzeba zapłacić, by widzieć Boga, bo przecież : " Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą". Niech Niepokalana będzie naszą Przewodniczką. Niech obdarzy nas Swoją czystością, byśmy promieniowali nią tak jak Ona i byli żywym obrazem Samego Boga.

s. Maria
Siostra Maryi Niepokalanej







HISTORIA RĘKĄ BOGA PISANA


Kiedy próbuję wrócić myślą do początków powołania przypominam sobie zadane mi kiedyś pytanie:, Kim chciałabyś zostać, gdy dorośniesz? Miałam wtedy chyba siedem czy osiem lat, a moja odpowiedź brzmiała: nie wiadomo, do czego mnie Pan Bóg powoła. To była chyba pierwsza furtka otwarta w sercu dla Słowa Pana.
A potem było wiele radości i smutków, które przeplatały się, jak w każdej rodzinie, wypełniając życie po same brzegi. I właśnie w tej codzienności Pan Jezus posługując się różnymi sposobami przyciągał moje serce ku sobie i objawiał swoją miłość...
Nie wiadomo, do czego mnie Pan Bóg powoła.
W moim sercu rodziła się modlitwa...

Miałam wiele planów: studia, rodzina, praca - wszystko było zaplanowane oprócz klasztoru.
Ale drogi i myśli Pana były inne niż moje. Jezus postawił na mojej drodze osoby, które "zasiały" we mnie ten powołaniowy niepokój, właściwie nic nie mówiąc. I tak z dnia na dzień coraz bardziej moje serce stawało się niespokojne.
Przeszłam czas związany ze stawianiem Jezusowi pytań, żądaniem znaków i potwierdzeń, że to moja droga. Byłam taka wymagająca... Odpowiedzi, potwierdzenia przychodziły i choć często w zupełnie innej formie niż oczekiwałam, to jednak mówiły jasno i wyraźnie, że Pan mnie woła.
Zaczęłam się modlić o światło Ducha Św. - to była długa droga zmagania się ze sobą, z głosem, który we mnie brzmiał, z takim dziwnym zaproszeniem, aby pójść za przedziwną miłością, która mnie całą wypełniała. Teraz wiem, że to była wielka tęsknota za Bogiem.
We mnie samej mieszała się pustynia i morze.

"Ktoś wewnętrznie dotknięty przez Boga nie zazna już pokoju w niczym poza Nim."
Moja przyjaciółka podarowała mi na urodziny książkę z dedykacją - ktoś wewnętrznie dotknięty przez Boga nie zazna już pokoju w niczym poza Nim - zrozumiałam- to była moja odkryta prawda, bardzo powoli przyjmowana. Kiedy uświadomiłam sobie, że to jest powołanie, że to dar i tajemnica, przestałam się sprzeciwiać, wymawiać a moje serce wypełniło się pokojem.
Nigdy nie zapomnę dnia, w którym powiedziałam Jezusowi - tak. Chyba frunęłam wtedy idąc ulicami Katowic, z wielkim pokojem serca, który przewyższa wszelki umysł.
Moje powołanie to historia o przedziwnej miłości Boga, o Jego szczególnym zaproszeniu do bycia blisko Niego.
Patrząc z perspektywy czasu widzę, jak całe me życie, osoby, z którymi się spotkałam, różne wydarzenia, modlitwy ułożyły się w historię pisaną ręką Boga. Moje powołanie to historia o przedziwnej miłości Boga, o Jego szczególnym zaproszeniu do bycia blisko Niego. To opowieść o dobrych i pięknych spotkaniach z ludźmi, którzy podprowadzali mnie do Jezusa, o wydarzeniach, szczególnie trudnych, które rodziły moje zaufanie do Boga. To naprawdę historia nieustannie pisana... a ja odkrywam powoli coraz to nowe tajemnice Bożego prowadzenia mnie, już teraz w życiu zakonnym.

s.M. Teresa
Siostra Maryi Niepokalanej







PODZIEL SIĘ SŁOWEM...


To prawda, że Pan spełnia pragnienia naszych serc, że Jego miłość jest pewna a prawda, do której prowadzi Jego Słowo wyzwala...

Czas przeżywania rekolekcji lectio divina był dla mnie czasem słuchania Słowa Bożego na nowo, zupełnie inaczej.
Doświadczyłam, że Słowo Boże ma wielką moc, że może dotykać serca człowieka i prowadzić go w te miejsca, które potrzebują światła i uzdrowienia. Bóg zna nasze serca, zna nas samych, naszą historię życia i powołania, to, co jest w nas mocne i dobre, ale i to, co słabe, kruche, co chowamy w szufladkach przed innymi, przed sobą samym i często także przed Bogiem.
Doświadczyłam, że Słowo Boże ma wielką moc, że może dotykać serca człowieka.

Słowo Boże jest żywe i skuteczne, nie powraca do Boga bezowocne, dopóki nie spełni swego posłannictwa względem człowieka. Bóg jest cierpliwy, potrafi czekać aż człowiek da Mu szansę, szuka różnych możliwości i sposobów, aby dotrzeć do jego serca, do miejsca, potrzebującego Jego słowa, aby mogło żyć pełnią życia.
W księdze Koheleta czytamy: "Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem" (Koh.3,1). To Bóg wybiera czas i miejsce, uzdalnia serce człowieka do słuchania i wzbudza pragnienia modlitwy. Mam takie wewnętrzne przekonanie, że Pan wybrał także czas i miejsce dla mnie, aby pozwolić mi trwać w Jego Słowie. On zna mój ulubiony fragment z Pisma Świętego i właśnie poprzez te słowa przyciągał mnie do Siebie, abym zechciała Go słuchać, abym zgodziła się na nowy sposób Jego przychodzenia do mnie, w moją codzienność i pozwoliła Mu się poprowadzić modląc się i rozważając Słowo. Moja zgoda na Boże prowadzenie była powierzeniem się Duchowi Świętemu, który otwierał mnie na Boże Słowo, ale i otwierał Słowo dla mnie, ważne na dany dzień, rozświetlające konkretne wydarzenia i sytuacje, przejmujące aż do szpiku kości.

Słowo Boga,(...) pomogło mi nazwać i wypowiedzieć bez lęku to, co trudne, ale też przyjrzeć się z wielkim pokojem mojemu życiu, nazwać to, co dobre i piękne oraz umocnić to, co kruche i słabe.
To niesamowite doświadczenie jak mocno i głęboko może docierać i przenikać Słowo Boże serce człowieka.
Słowo Boga, którym się modliłam podczas tych rekolekcji pomogło mi nazwać i wypowiedzieć bez lęku to, co trudne, ale też przyjrzeć się z wielkim pokojem mojemu życiu, nazwać to, co dobre i piękne oraz umocnić to, co kruche i słabe.
Bóg jest delikatny w swoim prowadzeniu człowieka i obdarza go taką miłością, która uzdalnia ludzkie serce do przyjęcia także trudnej i bolesnej prawdy, do przyznania się do tego, co jest złe.
Pan posyła człowiekowi Słowo, które leczy. Jest cały obecny w swoim Słowie i w tym wszystkim przez co przechodzi człowiek i czego doświadcza w życiu. Jezus przenika naszą codzienność, życie, w którym jest piękno, groza i trud.
On wziął na siebie nasze grzechy i słabości, aby także w tym, co jest najciemniejszą naszą stroną być razem z nami. W Jego ranach jest nasze zdrowie. On sam stał się Raną, aby przyjąć na siebie wszystkie nasze rany i zranienia, wszystkie sytuacje, w których czuliśmy się zapomniani, niechciani, niekochani, wszystkie złe słowa kierowane pod naszym adresem, a także rany, które sami zadaliśmy sobie przez grzech.
Pan każdego dnia daje nam swoje Słowo, poprzez które chce nas prowadzić i kształtować.

Jezus zaprasza nas do szczególnej więzi i bliskości z sobą. To jest najważniejsze powołanie człowieka - do więzi z Bogiem i wyjątkowej z Nim relacji miłości. Pan każdego dnia daje nam swoje Słowo, poprzez które chce nas prowadzić i kształtować, abyśmy byli Jego prawdziwymi uczniami.

Teraz, gdy patrzę z perspektywy czasu na wydarzenia, mające miejsce w moim życiu odkrywam, co naprawdę oznaczały dla mnie słowa, które kiedyś otrzymałam wypisane na pięknej karteczce: Pouczę cię i wskażę drogę, którą pójdziesz, umocnię moje spojrzenie na tobie (Ps.32,8) Z wielką miłością i delikatnością sam Bóg pouczył mnie przez swoje Słowo i wskazał drogę, którą jest droga modlitwy Słowem Bożym i umocnił mnie swoim spojrzeniem, które przywraca mnie samej sobie.
Niech będzie Bóg uwielbiony za dar Słowa, które daje nam życie.

s.M. Teresa
Siostra Maryi Niepokalanej







Jak możemy pomagać...


Zalążkiem naszego Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej, które powstało we Wrocławiu w 1854r., było założone przez ks. Jana Schneidera - dziś Sługę Bożego - Stowarzyszenie dla Ochrony i Podniesienia Moralności Dziewcząt Służących. Do jego powstania przyczynił się apel policji, skierowany do władz kościelnych, o pomoc kobietom napływającym ze wsi do miasta w poszukiwaniu pracy. Kobiety te były już na dworcu wychwytywane przez sutenerów i zapraszane do domów noclegowych, będących w rzeczywistości domami rozpusty. Ksiądz bp Henryk Forster oddelegował do tej posługi naszego Ojca Założyciela, który miał już pewne doświadczenie w pracy z kobietami, służąc jako duszpasterz w fabryce cygar we Wiązowie. Wraz ze swoimi pomocnicami ks. Jan opracował statuty dla Stowarzyszenia, z którego wkrótce potem wyrosło Zgromadzenie Sióstr Maryi Niepokalanej. Charyzmat Zgromadzenia nie uległ dezaktualizacji. W obliczu trudnej sytuacji społecznej i gospodarczej oraz ciężkich warunków życia, okazuje się on dziś wręcz niezbędny. A o tym, że historia "lubi się powtarzać" nasze siostry wiedzą dobrze. W 1998r. prezydent miasta Katowice wystąpił z prośbą do naszej Matki Generalnej o zamianowanie siostry do pracy z młodzieżą żeńską, "która znalazła się w niebezpieczeństwie prostytucji lub w innych zorganizowanych formach wykorzystania seksualnego". Powstało Stowarzyszenie im. Marii Niepokalanej na Rzecz Pomocy Dziewczętom i Kobietom, które wychodzi naprzeciw ofiarom przymuszonej prostytucji, przemocy domowej, handlu ludźmi, kobietom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej. Siostry rozpoczęły pracę na ulicach miasta, tzw. streetworking, nawiązując w ten sposób kontakt z wieloma dziewczętami. Doświadczenie tego czasu: rozmowy, spotkania, bycie z kobietami, pokazały, jak niezbędne jest zapewnienie im miejsca stałego pobytu. Pragnienie naszych sióstr spełniło się wraz z otwarciem Ośrodka Opiekuńczo-Wychowawczego, w którym dziewczęta objęte są całodobową opieką. Dom ten umożliwia im przygotowanie do samodzielnego życia poprzez różnego rodzaju prace domowe, zajęcia grupowe, indywidualną terapię, także przez możliwość uzupełnienia wykształcenia, zdobycie zawodu. Przede wszystkim dom ten daje jednak poczucie bezpieczeństwa i ciepła, których większość z nich nigdy wcześniej nie doświadczyła.
Mam ogromny szacunek dla naszych dziewcząt za ich decyzję ku życiu - za podjęty trud szukania pomocy i pragnienie zmiany.

Siostry mówią, że nie spotkały dotychczas kobiety, która od tak, dla przyjemności, stałaby na ulicy. To wynik cierpienia, ogromnych dramatów ludzkich - przemocy domowej, uzależnienia, biedy, braku miłości, braku osoby, która tak za darmo daje miejsce w swoim sercu, troszczy się i nic w zamian nie oczekuje. Wszyscy chcą kochać i być kochanymi. Ciepło, dotyk, szacunek rodzi siłę, otwiera na świat, wydobywa nasze piękno. Nasze dziewczyny były z tego odarte i wrzucone w brutalną rzeczywistość. Często szukały miłości, ale nie tam gdzie trzeba, raniąc się coraz bardziej. Wchodziły w związki przemocowe i w nich trwały, nie widząc szans dla siebie, wierząc w każde czułe słowo. To ogromne cierpienie - głód miłości, niespełnione pragnienie przynależenia opartego na wzajemnym szacunku. Zaufały ludziom, którzy wiele obiecywali, a tak naprawdę tylko krzywdzili. Nie miały często znikąd wsparcia.
To dar, gdy ludzie nam błogosławią, gdy wspierają swoim słowem, mówią dobrze, czyli szczerze i z miłością. Słowa mają moc konstruktywną, ale też destruktywną. Jak może wyglądać życie osoby, która już od dziecka słyszy, że jest nic nie warta? To dar, gdy mała dziewczynka czuje się prawdziwą księżniczką taty a chłopiec dzielnym rycerzem mamy. To dar, gdy dziecko odkrywa świat przy boku rodziców i w razie trudności wie, że nie jest samo. A co z osobami, które nie wiedzą, co to ciepło domowe, które doświadczyły jedynie cierpienia i poniżenia. Często dziewczyny pozostawione same sobie mają trudność z wykonaniem podstawowych czynności, jak gotowanie, sprzątanie, nie mówiąc już o opiece nad dziećmi. Nasze dziewczyny nie miały przykładu, nie towarzyszyły swoim mamom w pieczeniu ciast, w wykonywaniu prac domowych, nie przewijały razem z nimi lalek. Bycie-praca z dziewczętami to nie tyle współczucie, jak mówi jedna z sióstr, ale to stawianie granic i uczenie tego, czego nie miały możliwości doświadczyć.
Mam ogromny szacunek dla naszych dziewcząt za ich decyzję ku życiu - za podjęty trud szukania pomocy i pragnienie zmiany.

s.M. Dominika
Siostra Maryi Niepokalanej







BOŻY PLAN...


Bóg pragnie mojego szczęścia. Wierzę w to głęboko. Z tego pragnienia zrodzony jest Boży plan wobec mojego życia. Tak inny od moich własnych pomysłów na życie. Plan ten jest konkretnym sposobem przeżywania mojej rzeczywistości, tego, kim jestem. Bóg chce doprowadzić nas do pełni, byśmy tu i teraz byli szczęśliwi.
Trzeba zaufania, by to, co niezrozumiałe i trudne
Jemu oddać...
Trzeba wiary, aby nie ulec zbyt racjonalistycznemu myśleniu. Trzeba ciszy, by Bóg mógł mówić. Potrzeba nam serca otwartego, by Jego łaska mogła działać cuda i odwagi, by to, co trudne nie przeraziło, nie zniechęciło. Trzeba zaufania, by to, co niezrozumiałe i trudne Jemu oddać oraz miłości, by odpowiedzieć - tak - Miłości...
Warto było walczyć i warto walczyć nadal o to, by to Jego wola się spełniała...

Zostałam powołana do życia zakonnego. Wśród wielu innych dróg, Bóg wezwał mnie na tę. Nie wiem, dlaczego ja, dlaczego tu... Wiara zakłada z góry, że są rzeczy nie do zrozumienia, ale do przyjęcia. Wiem, że pokój serca, który towarzyszy mi, odkąd postanowiłam zrezygnować z własnych pomysłów na życie, jest Jego darem; że Jego darem jest każde powołanie, że nie przypadkowo tu jestem, że jestem tu, gdzie powinnam być. Warto było walczyć i warto walczyć nadal o to, by to Jego wola się spełniała
- "W Nim bowiem ukryte jest nasze życie" (Kol 3,3).

s.M. Małgorzata
Siostra Maryi Niepokalanej







O powołaniu inaczej...


"NIE WIEM CZY ZOSTAŁEŚ WYBRANY

"Powołanie"
/Ks. Janusz Pasierb/

Pytasz czy zostałeś wezwany

jesteś prosty i jasny
tu ciemność w południe
nie wiem czy jesteś
skaleczony przez anioła
ugryziony przez węża
naznaczony

nie wiem czy zostałeś wybrany

nie widzę rany

NIE WIDZĘ RANY..."

Te słowa jednego z wierszy ks. St. J. Pasierba bardzo mocno mnie poruszyły...
Spojrzałam na siebie z perspektywy historii mego życia i odkrywania daru zanurzonego w tajemnicy powołania. Przywołałam w myślach znane mi osoby, te powołane szczególnie do życia zakonnego i kapłaństwa, pomyślałam o bliskich memu sercu... Trochę o nich wiem, o ich życiu, o drodze, którą przeszli, by dojść aż tu, by przyjąć i odpowiedzieć na powołanie - na wołanie Boga, by iść...
Jakie niesamowite wyczucie miał poeta... skąd wiedział, że to wszystko o czym pisze w wierszu zgadza się w moim życiu i powołaniu...?
Spojrzałam na siebie z perspektywy historii mego życia i odkrywania daru zanurzonego w tajemnicy powołania.

Czas, w którym odkrywałam bardzo powoli swoje powołanie był rzeczywiście tak, jak ciemność w południe albo jak pewność niepewna , powtarzając słowa ks. Jana Twardowskiego. Z jednej strony wszystko we mnie śpiewało, ale z drugiej strony po prostu zwyczajnie się bałam. Pragnienie, aby pójść w drogę z Panem Bogiem, było bardzo silne. To było pragnienie, by swoje życie oddać tylko w Jego ręce przeżyć w szczególnej łączności, bliskości Boga. Było jasne i czytelne, ale i pełne lęku zmieszanego z wątpliwościami - że to niemożliwe, że sama sobie wymyśliłam taką drogę, że nie wiem czy naprawdę Pan mnie woła, to była ciemność... naprawdę... Długie były moje rozmowy z Panem o Jego planach, o drodze, o mojej słabości, o braku sił, o wierze, o miłości, zaufaniu, o moich planach i marzeniach... Uprosiłam, właściwie wykłóciłam się z Nim o pewność drogi, o przekonanie, że On sam mnie błogosławi na tej drodze, do której wzywa i nie opuści, nie zostawi.
Pragnienie, by swoje życie oddać tylko w Jego ręce (...) było jasne i czytelne, ale i pełne lęku zmieszanego z wątpliwościami...
Skaleczona przez Anioła, jak Jakub ze zwichniętym biodrem, tak ja ze swoją słabością i brakiem idę za Panem... naznaczona Jego łaską, wiem, że zostałam wybrana - widzę ranę, swoją ranę... Miejsce mego spotkania z Bogiem, najbardziej bliskie, szczere, ufne, miejsce mego przebywania z Nim, rozpoznawania siebie, mojej prawdy o sobie, mojej jedności z Bogiem pośród tego, co trudne i boli.
Rana (...), która staje się miejscem spotkania z Miłością Boga.

Dobrze, że ta rana została - doświadczenie mocy i miłosierdzia Boga, Jego dobroci, troski, wrażliwości. Rana od anioła, od ugryzienia węża, od naznaczenia darem historii życia, która staje się miejscem spotkania z Miłością Boga. To jak droga i wskazówka, że Bóg wybiera inaczej niż ludzie, że patrzy na serce, a nie na to, co widoczne dla oczu, że jest blisko tych, którzy pozwolą się zranić i ogarnąć miłości...

s.M. Teresa
Siostra Maryi Niepokalanej




Dziękujemy Autorom zdjęć.